Kiedyś wszystko tu było czarne. Czarne od pyłu, sadzy i dumy. Bo górnik to nie był tylko zawód, to była także tożsamość. Dziedziczona, jak śląski etos pracy i modlitwy za tych, co zjeżdżają pod ziemię. Węgiel był tu nie tylko surowcem, był fundamentem życia społecznego, gospodarczego i kulturowego. Gdyby Śląsk był powieścią, to jej pierwsze rozdziały opowiadałyby o ludziach wychodzących o świcie do pracy, stukocie wagonów z węglem, dźwiękach syren górniczych, wilgotnych szybach i ludziach, którzy zbudowali ten region rękami, a nie słowami.
Dziś stoimy w innym miejscu tej opowieści. Węgiel, który przez dekady karmił gospodarkę, teraz staje się symbolem epoki, którą trzeba "domknąć". Śląsk wchodzi w nowy rozdział. Druga rewolucja - tym razem nie przemysłowa, lecz transformacyjna. Zielona. Cyfrowa. Egzystencjalna.
Tylko czy jesteśmy na nią gotowi?
Przemiany liczone w ludzkim kapitale
O transformacji mówi się dziś często i głośno. Padają słowa: sprawiedliwość, rekompensata, innowacja, rewitalizacja. To język projektów, analiz, strategii i funduszy. Ale prawdziwa zmiana dzieje się nie w dokumentach, lecz w ludziach. Kopalnię można zamknąć jedną decyzją. Ale nie da się w rok zamknąć historii, przyzwyczajeń, godności, która przez pokolenia była związana z ciężką pracą pod ziemią.
Transformacja regionu nie może polegać jedynie na przenoszeniu akcentów z czerni na zieleń. Nie wystarczy zburzyć szybów i postawić w ich miejscu biura startupów. Potrzebujemy czegoś więcej niż infrastruktury – potrzebujemy nowej tożsamości. Takiej, która zakorzeniona będzie w przeszłości, ale odważnie spojrzy w przyszłość.
Europejskie inspiracje, lokalne zadania
Wiele mówi się o Zagłębiu Ruhry jako przykładzie udanej transformacji. Tam też zamykano kopalnie, ale otwierano przestrzenie kreatywności. Na terenach dawnych szybów powstały muzea, centra nauki oraz inkubatory kultury. Niemcy, mimo wielu problemów, zrozumieli, że najważniejszym zasobem regionu nie jest ani stal, ani gaz, lecz kompetencje ludzi.
Czy Śląsk ma szansę powtórzyć ten sukces? Tak, ale pod jednym warunkiem: że nie skopiujemy modelu, tylko stworzymy własny model. Bo Śląsk nie jest niemiecką Westfalią. Śląsk to region o silnej lokalnej tożsamości, głęboko zakorzenionej wspólnocie, ale też - nie bójmy się tego słowa - pewnej nieufności wobec zewnętrznych recept. Dlatego transformacja musi być autentyczna i partycypacyjna. Nie robiona dla ludzi, ale z ludźmi.
Uniwersytety jako strażnicy przyszłości
W tym procesie szczególną rolę mają do odegrania uczelnie. Uniwersytet nie może być jedynie obserwatorem przemian. Powinien stać się laboratorium przyszłości. Miejscem, gdzie kształci się kadry dla zielonej gospodarki, gdzie rozwija się nowe technologie, ale też gdzie myśli się krytycznie i odpowiedzialnie.
Na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach widzimy, jak bardzo zmienia się rynek kompetencji. Młodzi ludzie nie chcą już pracować w zawodach "na zawsze". Szukają sensu, elastyczności i sprawczości. Musimy więc kształcić nie tylko specjalistów, ale obywateli zdolnych do działania w świecie pełnym niepewności. Jeśli przegapimy ten moment, to stracimy całe pokolenie.
Silesia może być centrum - nie peryferią
Największym zagrożeniem dla Śląska nie jest brak funduszy, lecz brak spójnej wizji. Jeśli potraktujemy transformację jedynie jako projekt inwestycyjny - to przegramy. Ale jeśli potraktujemy ją jako szansę na budowę nowego modelu rozwoju - takiego, który łączy technologię, wspólnotę i troskę o planetę – Śląsk może znów być centrum. Nie tylko przemysłowym, ale intelektualnym i kulturowym.
Bo po węglu nie musi być pustka...
CMO